Tak
jak obecnie, tak i dawniej nie wszystkim książkom kulinarnym
można
było zaufać. Są książki, w których każdy przepis jest
poprawny, a są takie, w których zawsze coś jest nie tak...
Kolejny
raz skusiłam się na przepis z książki Róży Makarewiczowej
"Praktyczne
przepisy ciast drożdżowych, tortów, ciastek, lodów i
likierów"
z 1926 roku i kolejny raz musiałam kombinować, aby
wypiek
się udał. Złe proporcje mąki, jajek, itp.
Nie
możemy zrzucić winy na "inne czasy, inne produkty", gdyż
przepisy
z innych książek, z tego samego okresu są poprawne.
Tym
razem wybór padł na albertynki. Albertynki to obwarzanki, a
skąd
nazwa... może ktoś pomoże?
Ja
nie znalazłam wytłumaczenia, genezy nazwy.
W
przepisie, należy użyć 500 g mąki, to zdecydowanie za dużo. Ja
użyłam
350 g oraz dodałam sól.
Jajka
ubić z cukrem na puszystą pianę, dodać sól i jeszcze chwilę
ubijać.
Następnie
dodać mąkę i delikatnie, dokładnie wymieszać.
Z
ciasta, na desce oprószonej mąką formować wałeczki, z których
lepić
niewielkie kółka.
Kółka
wrzucać do wrzącej wody, gdy wypłyną wyjmować. Układać
na
blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Posmarować
rozbełtanym
żółtkiem i wstawić do piekarnika nagrzanego do 140
stopni.
Piec 20 - 30 minut, aż się przyrumienią.
Czas
pieczenia zależy od wielkości ciasteczek.
- 4 jajka,
- 9 g cukru,
- 1/2 łyżeczki do kawy soli,
- 350 g mąki pszennej,
- żółtko
Moja coreczka je uwielbia. Nie mialam pojecia jak sie je robi:-)dziekuje za przepis
OdpowiedzUsuńCieszę się, że mogłam pomóc :)
Usuń